Najczęściej wymawiane zdanie podczas mijającego roku wcale nie brzmiało w tonie zapewnień o dietach-cud, obietnic zmasowanego wertowania ambitnych dzieł niszowych pisarzy, przekonania o zmianach, które czekają za rąbkiem horyzontu. Nic z tych rzeczy. Rok w którym ukryta polska opcja braci Kiszka dała światu kolejny butny klon Led Zeppelin, Stephen "Maszyna do pisania" King opublikował swoją sześćdziesiątą książkę, a niejakie RODO niemal wszystkim zrobiło sieczkę z mózgów, odnotowałem, że najczęściej pisanym/wygłaszanym zdaniem, które oznajmiałem rozmówcy było "Dziękuję za pamięć, ale wspomniana degustacja koliduje z moimi planami". Dlaczego?
Okładka kapitalnej płyty Crimson King - In the Court of The Crimson King (fot. ceneo) |
(zaaplikował na twarz półuśmiech) Skoro miesięcznie odbywa się w stolicy tyle degustacji, że aż żal nie skorzystać to o co w ogóle chodzi? Zatrzymajmy się na chwilę. Wyobraźmy sobie przykładową sytuację, kiedy stajemy naprzeciw dziesięciu głośników z których wydobywają się utwory, które lubimy/wcześniej nie znaliśmy, ale już znamy i lubimy/specjalnie za nimi nie przepadami, ale niech sobie lecą w tle/najchętniej byśmy je wyłączyli, ale nigdzie nie ma żadnego przycisku czy pokrętła. Na dokładkę - im dłużej słuchamy tego wszystkiego, tym gorzej słyszymy, a ogrom zlewa się w jednostajny, irytujący szum; właśnie w ten sposób zacząłem postrzegać duże degustacje.
Naturalnie, przy pewnym stopniu doświadczenia, wprawy i obyciu z winami jesteśmy w stanie "przerobić" ileś-tam-win. Kluczowe jest określenie "przerobić' - nie zdegustować, doświadczyć, docenić czy poznać. Nie jesteśmy fabrykami z taśmociągami, które przewalają setki win w jak najkrótszym czasie, żeby określić medianę i wyrobić sobie tzw. gust. Szybka/sprawna/bezrefleksyjna degustacja przypomina "przesłuchanie" utworu na tzw. przewijaniu. Doskonale wiemy, że - tak, może zabrzmieć to boleśnie, ale zaufajcie mi, bo to prawda - nie każde wino zasługuje na jednakową ilość uwagi. Nawet dobra książka czytana bez przerwy kiedyś po prostu znuży, maraton koncertów fortepianowych męczy zarówno muzyków, jak i słuchaczy, ulubiony deser jedzony w nadmiarze nie smakuje tak dobrze, jak mądrze dawkowany.
Z pewnością zauważyliście, że w tzw. ziemi obiecanej/raju degustacyjnym, jak bywa określana stolica pod względem wydarzeń związanych z winem, następuje coroczne zagęszczenie degustacji do tych samych dni, ba - niektórzy importerzy nawet sztucznie ze sobą konkurują, wyznaczając identyczne godziny degustacji jak inny branżowiec. I weź tu bądź mądry, słusznie i mądrze wybierz, podczas przerwy sprawdzając relacje z innych wydarzeń z solenną obietnicą, że w tym roku to już na pewno opanujesz bilokację.
Zbliża się końcówka roku, jednak nie znajdziecie tutaj posumowań ani planów, jedynie obserwacje. Prowokowanie przypadków i selekcja wyników. Brak poleceń win na święta, "musiaka na Sylwka", smażonego borsuka w pomarańczach, corocznego pokracznego ujeżdżania tych samych tematów. Utwory i powieści, które są zbyt dobre, żeby traktowały o czymś. Plus trochę dowcipów do użytku wewnętrznego.