wtorek, 5 kwietnia 2011

Winne Wtorki czas zacząć - odsłona pierwsza - McGuigan Shiraz Estate 2008

Zamysł;
szczere rozmowy o winach i relacje z degustacji tychże, które dalekie są od patosu i niepotrzebnego wydziwiania.

Miejsce;
każdy blog, który zgłosił się do udziału.

Osoby;
Winne Przygody – blog winem pisany

Viniculture.pl – Winna Strona Życia

WineZine

Białe nad czerwonym

Uncle Matt in travel

O winie

Książka i wino

Kontretykieta

Sstarwines



Ostatnio australijskiego shiraza piłem... pół roku temu. Nie to, żebym czuł niechęć do win z Nowego Świata, ale jakoś nie czułem ciągot do tamtejszych win i po parunastu niezadowalających butelkach bardziej skupiłem się na Starym Świecie, czy - jak kto woli - winach z Europy.

Ale do rzeczy.


W kieliszku niemalże przeźroczysty (patrząc przez wino w czaszy kieliszka byłem w stanie przeczytać każdy tytuł książki z mojej półki -  i to stojąc w odległości paru metrów).
W nosie konfitura, jeżyny, borówki, alkohol to uderzał, to rezygnował - niczym mucha, którą się odpędza, a ona ciągle wraca.
W ustach miałem wrażenie, jakby wino zostało specjalnie rozwodnione (zamysł winiarza? wadliwa butelka?).
Niemniej jednak nad owocowością, która dominowała w nosie, pierwsze skrzypce zaczął grać alkohol, przez co wino stało się nierówne, kanciaste, miało nikły cień zbalansowania (po schłodzeniu stało się znośne).

Jakiś czas temu pewien stary, mądry degustator powiedział mi "Jeśli o jakimś winie nie możesz powiedzieć dobrego słowa, nie smakuje ci i nie masz ochoty degustować takich win, powiedz, że jest "eleganckie" lub niczego nie mów".

Tutaj powinien nastąpić koniec postu, ale jednakże udało mi się znaleźć jedną zaletę tego wina:
doskonale nadaje się na "imieniny cioci".

1 komentarz:

  1. Z tym alkoholem i rozwodnieniem miałem podobnie. Chociaż po chwili było już lepiej.

    OdpowiedzUsuń