sobota, 17 czerwca 2017

Plotki w stratosferze

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Pierwszy tekst łączący wino z muzyką spotkał się z niesamowicie ciepłym przyjęciem, stąd motywacja, żeby opublikować kolejny stawała się coraz bardziej realna i nie sposób było jej się oprzeć. Zarówno odświeżenie wspomnień o wyjątkowym albumie, jak i powrót do nowego-starego wina nastąpiły niezależnie od siebie ostatniego weekendu, kiedy dzień ustępował miejsca nocy.  Powroty bywają różne - męczące, tonizujące, intrygujące, nużące... ale nigdy nie pozostają obojętne. Z odmętów muzycznych fascynacji wygrzebałem prawie zapomniany Fleetwood Mac.

fot. Rockstuff

Równo 40 lat temu grupa Fleetwood Mac wydała niepozorny album "Rumours" (plotki). Oprócz serii utworów z których każdy był potencjalnym hitem, dodatkowym smaczkiem jest fakt, że członkowie zespołu byli pod niewyobrażalną presją i określenie relacji między nimi jako napiętych równałoby się zakwalifikowaniem tajfunu jako lekkiej bryzy.

Korzeni ponadczasowości tego wyjątkowego zbioru emocji zamkniętych w parominutowych utworach należy szukać prawie dekadę wcześniej w zagmatwanej historii zespołu. Ciągle otumaniony LSD pierwszy lider w narkotycznym widzie chciał oddać fundusze pozostałych członków na cele charytatywne. Samolubnie i idiotycznie postąpił jego następca, który podczas trasy koncertowej po prostu wyszedł na zakupy, ale tylko po to, żeby wstąpić do sekty i nigdy nie powrócić. Z kolei gitarzysta Danny Kirwan (zbieżność z Chateau Kirwan przypadkowa) trafił do psychiatryka, ale przebił ich jego kontynuator Bob Weston, którego relacje z żoną drugiego lidera Micka Fleetwooda wyszły ze studia nagraniowego wprost do alkowy.

Między jednym nagraniem a drugim.. a może w trakcie? fot. Pinterest

Mało Wam? Otumanieni sukcesem albumu "Fleetwood Mac" z 1975 roku ochoczo oddawali się alkoholowi, kokainie i zdradom małżeńskim. Dorzućcie presję ze strony fanów i dziennikarzy, by grupa wydała jeszcze lepszy zbiór hitów niż poprzedni. Jednak stało się coś niesamowitego.. Współwłaściciele kalifornijskiego studia nagraniowego Record Plant w którym rejestrowano materiał z "Rumours" wspominają "próby" zespołu jako traumę i niekończące się imprezy, a samo pojawienie się muzyków w studio każdorazowo było zaskoczeniem. Chciano nawet umieścić podziękowania dla dilera zespołu na okładce płyty, co daje nam pewien obraz tego, jak zaburzone postrzeganie świata mieli wtedy "fletwoodzi". I mimo tych katorżniczych i niesprzyjających tworzeniu okolicznościach kreatywność pracowała na fenomenalnych obrotach. Coś jest w stwierdzeniu, że najlepsza sztuka powstaje w najgorszych warunkach. Pozbawiony zaprzajdziur "Rumours" stanowi wymagający kawałek muzyki. Wszystkie utwory są kamieniami, które poszczególni członkowie zespołu zrzucali ze swoich barków. W zaledwie pół roku stworzony został majstersztyk, który nigdy się nie znudzi. Z kwestii personalnych - krążek w efekcie nagrano w składzie: Lindsey Buckingham - wokal, gitara, perkusja, Stevie Nicks na wokalu, Christine McVie (klawisze i wokal), John McVie na basie oraz Mick Fleetwood na bębnach i perkusji.

Prywatnie uwielbiam "The Chain", który powstał ze sklejenia przypadkowych fragmentów sesji nagraniowych, żeby w efekcie stać się niedoścignionym - zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie - studium zawiłych relacji dwojga ludzi. "You make loving fun" Christine McVie zadedykowała świeżemu partnerowi Stevie, będącej w trakcie burzliwego rozwodu, a obecny mąż.. grał w tym utworze na basie. I jeszcze jedno - ten nowy wybranek nadal pracował jako oświetleniowiec podczas tras koncertowych zespołu. Sporo emocji wywołuje "Dreams", trudne rozliczenie się Steve Nicks z Lindseyem Buckinghamem, jednak ten nie pozostał dłużny w numerze "Go your own way". W "Gold dust woman" Stevie wywala kawę na ławę w kwestii uzależnienia od kokainy. Ale mamy także ironiczne "Oh Daddy", które zaadresowane do Micka Fleetwooda stanowi próbę utemperowania pana-wszystkowiedzącego.

Byk w naturze fot. WineMike
Wydaną 4 lutego 1977 roku płytę "Rumours" grupy Fleetwood Mac pamięta się nie tylko z tego powodu, że odniosła oszałamiający sukces komercyjny. Okoliczności powstania albumu spychają w cień fabułę nawet najbardziej zagmatwanej opery mydlanej czy najdziksze szaleństwa najbardziej nieujarzmionych bestii rock'n'rolla.

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-opera-mydlana-w-wykonaniu-fleetwood-mac,nId,1655437#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Wydaną 4 lutego 1977 roku płytę "Rumours" grupy Fleetwood Mac pamięta się nie tylko z tego powodu, że odniosła oszałamiający sukces komercyjny. Okoliczności powstania albumu spychają w cień fabułę nawet najbardziej zagmatwanej opery mydlanej czy najdziksze szaleństwa najbardziej nieujarzmionych bestii rock'n'rolla.

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-opera-mydlana-w-wykonaniu-fleetwood-mac,nId,1655437#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Wydaną 4 lutego 1977 roku płytę "Rumours" grupy Fleetwood Mac pamięta się nie tylko z tego powodu, że odniosła oszałamiający sukces komercyjny. Okoliczności powstania albumu spychają w cień fabułę nawet najbardziej zagmatwanej opery mydlanej czy najdziksze szaleństwa najbardziej nieujarzmionych bestii rock'n'rolla.

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-opera-mydlana-w-wykonaniu-fleetwood-mac,nId,1655437#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Wydaną 4 lutego 1977 roku płytę "Rumours" grupy Fleetwood Mac pamięta się nie tylko z tego powodu, że odniosła oszałamiający sukces komercyjny. Okoliczności powstania albumu spychają w cień fabułę nawet najbardziej zagmatwanej opery mydlanej czy najdziksze szaleństwa najbardziej nieujarzmionych bestii rock'n'rolla.

Czytaj więcej na http://muzyka.interia.pl/artykuly/news-opera-mydlana-w-wykonaniu-fleetwood-mac,nId,1655437#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firef

Powróciłem do klasyki w jednej kwestii, czemu nie powrócić w innej? Kiedyś często miałem w kieliszku wina z Chile, kręgosłupa Ameryki Południowej, jednak - nie wiedzieć czemu - oddaliłem się od nich, całkowicie zapominając na rzecz innych krajów. Słusznie czy też nie z wybawieniem przyszedł miniony weekend, a z nim Leyendas da Familia Cachos de Oro 2013 (importer Trezor Wines). Gęsty kupaż po połowie Carmenere i Cabernet Sauvignon. I jakby ktoś na odtwarzaczu rzeczywistości wcisnął STOP... do świadomości leniwie zaczęły docierać poszczególne składowe - intensywny, uwodzący aromat czarnych oliwek, gorzkiej czekolady, cedru, świeżo zmielonego czarnego pieprzu, pikantnych niuansów. Pierwsze niedowierzanie zastąpiło kolejne - niesamowita, fenomenalna struktura, hedonistyczna ewolucja, majestatyczne i dojrzałe. Zerknąłem na etykietę która obrazuje byka ze złotymi rogami w bojowej pozycji. Wedle legendy wzdłuż wybrzeża Maule wspomniany zwierz przechadzał się i doglądał bogactwa tamtejszej ziemi. Jednak chciwi ludzie goniąc byka zapędzili go do morza w którym utonął. Następstwem bezmyślnego czynu było wyjałowienie ziem. Podobno w deszczowe poranki nadal można ujrzeć byka, jednak złote rogi zastąpiły żelazne, a przechadzający się samiec zwiastuje najmroczniejsze koszmary i tragedie. Tymczasem zawartość butelki wędruje po raz kolejny do kieliszka tylko dlatego, żeby umożliwić lot... lot w stratosferę.

Facebook - Wine Trip Into Your Soul