piątek, 18 grudnia 2015

Cel uświęca sierotki

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Fajna sprawa, że jeszcze macie czas tutaj zaglądać w czasie odwiecznej walki o miejsce przy kasie i taranowania przez zamyślonych klientów. Kupujecie wina w marketach czy ograniczacie się do zaufanych winiarni, porad sommelierów i odchodzących w zapomnienie punktów? Lecicie z wydrukowaną listą win z okrzykiem "nawalmy się!" czy sceptycznie podchodzicie do takich spraw?

NewsOn6

Wszystko byłoby świetnie, gdyby oferty dyskontów były równe, ale w tym znaczeniu, że w każdym markecie danej sieci mamy te same wina. Szkoda Waszego czasu. Zdarzyło się cały jeden raz, że za konkretną butelką potrafiłem przeczesać kilka sklepów. Jednak dawno temu odpuściłem sobie, bo niektórzy lecą sobie z nami w kulki. Dlaczego? W lwiej części dyskontów za świecą szukać choćby połowy win z nowej oferty, a niektóre chyba sobie czymś zasłużyły, bo w ogóle do nich ona nie trafia. Chyba, że pracownicy dostają cynk i gremialnie wszystko wykupują. 

Colourbox

Dzisiaj krótko, bo jeszcze za czymś pędzimy, planujemy, gonimy i znów planujemy. Po następnym weekendzie przystopujemy i będziemy mieli chwilę wytchnienia. Będzie to idealny moment, żeby zapoznać się z moim podsumowaniem winiarskiego 2015 r. A na koniec dygresja.. dziwne to nasze poletko winiarskie - niedawno miała miejsce degustacja z rodzaju "jakie wina na święta?", jednak popełniono kardynalny błąd, mianowicie nie serwowano dań do których wina były polecane, więc propozycje pozostały wyłącznie w sferze gdybania. Jednak nie dziwi to w kontekście "uczynności" włodarzy Chełma, którzy Sylwestra organizują... pierwszego stycznia. Bareja wiecznie żywy.

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

niedziela, 13 grudnia 2015

Szał w strefie komfortu

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Najgorętszy czas w branży winiarskiej to bez wątpienia grudzień; sprzedawcy do znudzenia wyjaśniają klientom, że nie każde musujące to szampan, a już na pewno nie wynalazek poniżej dychy z grażdanką na etykiecie. Nie pozostają ominięci sommelierzy, którzy zamęczani pytaniami o dobór win do świątecznych potraw mają ochotę zrobić kopiuj-wklej z zeszłego roku, jednak niektórzy już kojarzą modę na wina naturalne, eko, bio i tak dalej, więc trzeba się wysilić. Dostosować do czasami prostej jak budowa cepa rzeczywistości i iść z duchem czasu i zaakceptować znaki owego czasu. Chyba najlepszym tego dowodem będzie porośnięta trawą piaskownica z mojego dzieciństwa. 

Eric Goodnight

Skoro koniec roku zbliża się nieubłaganie to z pewnością układacie już w głowach listy noworocznych postanowień. Oszczędzę Wam czasu - nie warto. Jeśli potrzeba czegoś poza wewnętrzną chęcią do zmiany to szkoda na to zachodu. A jeśli mamy temat zamknięty to warto przejść do kolejnego - podsumowań. Zdarza Wam się wybierać najbardziej interesujące/kontrowersyjne/przełomowe wydarzenia z mijającego roku, układać je w logiczną całość i wyciągać wnioski? Od paru dni pracuję nad właśnie takim podsumowaniem winiarskiego roku, ale nie będzie to lista wypitych flaszek z opisami, ale właśnie zdarzenia, które odbiły się szerokim echem w branży (nie tylko krajowej), wywołały zdziwienie, a nawet zostały - co zastanawiające - przemilczane. 

Independent

Z niepokojem obserwuję liczne artykuły i notki w których brakuje zakończenia. Czuję się wtedy tak, jakby ktoś przed solówką Nugenta wyłączył "Stranglehold". Albo słuchał arcyciekawego wykładu, który przerywany jest "nowoczesnymi przecinkami" - aaaaaa, eeeeee, yyyyyymmm. Jakbyście słuchali sobie Dworzaka, a ktoś co 15 sekund wyłączał nagranie i powracał do niego. Irytujące jak korkowe wino z którego otwarciem czekaliście na wyjątkową okazję.

Genius

A może nie warto robić podsumowań, dociekać historii etykiety, producenta, konkretnej butelki? Wyłączać nagrania w połowie, wszystko mieć od razu, bo przecież jesteśmy tacy zabiegami? Wiele tracimy na takim przewijaniu do przodu, a nie ma możliwości powrotu wstecz. Czemu "Powrót do przyszłości" nie zdarzył się naprawdę?

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

wtorek, 8 grudnia 2015

Przesilenie na krzaku

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Skoro grudzień to mamy wysyp różnego rodzaju akcji - słusznych lub wątpliwych, gorączkowe kolejki kierowców zagracających okolicznych mechaników w celu zmiany opon na zimówki, a skrzynka mailowa pęka od zaproszeń na degustacje i dopytywań o poprawność adresu do wysyłki win do ocen. Jeszcze nam tylko brakuje słynnego "Aj gejw ju mahart" z każdego głośnika na świecie.

Shining

Dużo wina wypiliście w mijającym roku? Skoro czytacie te słowa to zapewne wspólnie wyrobiliśmy wiele średnich krajowych na twarz obywatela. Mam szczerą nadzieję, że wino ominie wydarzenie na fejsiku "Wypiję 52 tysiące litrów wina - albo od biedy cysternę - w 2016 r.". Swego czasu głośno było o akcji związanej z czytaniem jednej książki tygodniowo. Jak do większości spraw podszedłem do tego sceptycznie. Zakładam, że wąsaci Janusze i żulietty z pewnością onieśmielą każdego winomana w kwestii ilości spożycia. Chodzi o ilość, a nie o jakość? Aż nasuwa się życzenie "dużo dobrego", które niestety nie ma tutaj zastosowania. Kiedy przeczytacie genialną i monumentalną "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta z pewnością będziecie mieli odczucie, jakbyście przebrnęli przez kilka książek, a nie jedno dzieło. A i niestety takie badziewia jak harlequiny również noszą miano książek, więc bez selekcji ani rusz.

Grinch

Generalnie wiele spraw powinno być oczywistych, a nadaje się im rangę jakiegoś bohaterskiego wyczynu. Pomocy we wstaniu komuś, kto się przewrócił, udzielam bez zastanowienia, odruchowo. Zgłębianiu tego, co nas interesuje, na przykład wina, jego historii i tak dalej. Z pewnością spotkaliście się ze słowami "nie jestem specjalistą".  To znaczy kim - alfą i omegą? Nikt nie jest. Ale za tym intrygującym zbitkiem słów idzie brak zainteresowania tematem, jakby to zwalniało kogoś od interesowania się danym zagadnieniem. Niewiedzę można naprawić, ale niestety nie ignorancję. Chociaż to i tak lepsze od zaczynania zdania słowami "My - winni mentorzy" w pewnej gazecie winiarskiej. Maleńka skromność leży i kwiczy.

Skoro piętnuję brak podsumowań w artykułach to tutaj tego nie uświadczycie. Wiecie, czasem warto przystopować, kątem oka obserwując leniwie kręcące się wino w kieliszku. Ono nigdzie nie ucieknie. Czasem warto wypluć dobre wino niż wmuszać w siebie kiepskie "bo tak wypada". Nie dajcie się zwariować - czego sobie i Wam życzę.


Facebook - Wine Trip Into Your Soul

poniedziałek, 30 listopada 2015

Cascina Amalia - skok w mgłę

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Koło historii nigdy się nie zatrzymuje; jedne projekty mu ulegają, inne trwają wbrew jemu. Winiarskie przedsięwzięcia upadają, kiedy wybrańcy mają szansę zaistnieć -  na chwilę lub na dłużej. Mowa o piemonckiej świeżynce - Cascina Amalia z Monforte d'Alba, wyjątkowym producencie (rodzinie Boffi), który postanowił zainwestować w 2003 roku w leżace odłogiem gospodarstwo wiejskie, by już siedem lat później zabutelkować swój pierwszy rocznik. Na degustację wybornej szóstki flaszek wprost z włoskiej Burgundii zaprosił Olaf Kuziemka (Powinowaci), a wszystko miało miejsce w przyprawiającej o utratę tchu (z wrażenia) Wine & Art, mokotowskiej restauracji dowodzonej przez sommelier Ewę Relidzyńską.

fot. Olaf Kuziemka

Suche kieliszki napełniły się Rossese Bianco 2013, nieznanym szerzej tamtejszym winem, którego odmiana uprawiana jest głównie w Ligurii, a charakteryzuje się nutami cytrusowo-akacjowymi, grzankowymi, rześką mineralnością, pluszowe i potoczyste. Koniec bieli zwiastowało Dolcetto d'Alba 2013; podręcznikowe lekko śliwkowo-czereśniowe akcenty, intensywne usta, gdzieś w tle majaczą nuty orzechów, szczere i bezpretensjonalne. Tuż za nią Barbera d'Alba 2013; przypiąłem temu winu łatkę zakamuflowanego Pinot Noira z uwagi na czereśniowo-wiśniowe niuanse, jednak usta nie pozostawiają wątpliwości - rasowa Barbera z równą kwasowością, jednak po paru minutach pojawiają się aromaty fajkowe. 

fot. Olaf Kuziemka

Wreszcie Langhe Nebbiolo 2013; nagromadzenie leśnych akcentów, nieco owoców i mokrej ściółki, nieinwazyjne i przyjemnie kwasowe, niezła struktura, gładkie. Długo oczekiwany duet - Barolo 2011; dymne akcenty, konfitura żurawinowa, znakomicie się rozwija, choć jest jeszcze śmieszne młode. Barolo Le Coste 2010; jakby obuchem w mur; intensywnie fiołkowe, truflowe nuty, różane, doskonałe już teraz, ale warto zachować na dekadę w piwnicy.

fot. Olaf Kuziemka

Chętnie wracam do Piemontu, na razie palcem po mapie, chociaż częściej ten winiarski region odnajduję w kieliszkach; winnice przykryte poranną mgłą, winiarzy doglądających krzewów, robotników metodycznie poprawiających wydawałoby się idealną naturę. Kiedy sądzono, że w regionie powiedziano już wszystko rodzina Boffi udowodniła - i robi to nadal - że nie tylko sky is the limit, ale warto iść pod prąd.

sobota, 28 listopada 2015

Cava o poranku

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Im bliżej końca roku tym więcej promocji, wyprzedaży, czarnych piątków, zielonych wtorków oraz puchatych sobót. W całym tym pędzie warto zatrzymać się na chwilę i podumać nad zawartością kieliszka naszego ulubionego napoju. Wąskie grono stawiło się o w wpół do dziesiątej rano (w Polsce), aby rozebrać.. kilka butelek cavy na części pierwsze. Pierwsze skrzypce zagrał prowadzący cały event charyzmatyczny sommelier Julio Cesar Sobrino, a o "hiszpański ordung" dbała nieoceniona Małgorzata Kozakiewicz z Biura Radcy Handlowego Ambasady Hiszpanii.
 
fot. WineMike

Spanish Story Cava Brut; białe kwiaty, orzeźwiające bąbelki średnia kwasowość, uwodząca owocowość, lekkie i nieinwazyjne. Skojarzenia z leniwym letnim popołudniem jak najbardziej na miejscu.

fot. WineMike

Domino De la Vega Idilicum Cava Brut; skórka od chleba razowego, nietypowe, rzadko mamy w kieliszkach stuprocentowej Macabeo w wersji musującej, skórki od pomarańczy, soczyste i bardzo dobrze zrównoważone, niuanse mokrych kamieni, średnio-długie, nieco herbaciane.

fot. WineMike

Raventos i Blanc deNit 2013; intensywne i uwodzące nuty smażonych truskawek, niesamowicie świeże i podbite akcentami poziomek, sporo trawiastych nut, nieco goryczki, jednak całość sprawiająca wrażenie, że pełną krasę pokaże dopiero w połączeniu z deserem na bazie truskawek.

fot. WineMike

Freixenet Reserva 2013; mgnienie gruszki na wstępie, sporo maślano-waniliowych nut, odświeżające, spora pienistość, białe kwiaty, dość krótkie, a szkoda. Jakby kartka z zajmującą prozą została urwana w najciekawszym momencie.

Odniosłem wrażenie, że najmniej reprezentatywne butelki zostawiono na koniec. Segura Viudas Gran Cuvee Reserva; grzybowo-drożdżowe nuty, niestety mocno rozwodnione usta, bąbelki szybko ulatują, a szkoda, bo zapowiadało się na rozbudowanego zawodnika. Niczym trailer typowego polskiego filmu, który zapowiada interesującą produkcję, a otrzymujemy pożywkę dla emocjonalnego sianka. Llopart Integral Brut Nature; aksamitne, atłasowe, pluszowe, agrestowo-brzoskwiniowe, średnio długie, generalnie smaczne i proste, jednak dziwne w odbiorze, jakby nie mogło się zdecydować w jakim stylu chce być winem.

Brakowało mi takich degustacji, podczas których krok po kroku omawiamy dane wino, na spokojnie analizując bąbelki, kwasowość, poszczególne nuty. Organizatorzy odwalili kawał dobrej roboty, nie siląc się na zbędny patos, ale też nie pozwalając na zbyt luźną atmosferę. W planach są cykliczne degustacje win z jedzeniem, więc trzymam kciuki za ten projekt.


Facebook - Wine Trip Into Your Soul

wtorek, 24 listopada 2015

Disznoko - słodka bezradność

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Idzie zima, cukier krzepi, pędzą sanie i tak dalej. Kiedy każdy szanujący się niedźwiedź już dawno zaklepał sobie jaskinię na zimowy sen, nam - niezwykle wrażliwym na temperatury - pozostaje szukać pociechy w bogactwie Dionizosa. A dokładniej na Węgrzech w Tokaju, gdzie tamtejsi producenci zaklinają magię w butelkach i słusznie dzielą się słodkimi nektarami z każdym, kto zechce posłuchać szeptu z kieliszka. Chociaż do skrzypiącego śniegu po nogami jeszcze nam daleko to z rozkoszą wybrałem się na organizowaną przed Kondrat Wina Wybrane degustację win od tokajskiej legendy - Disznoko. Czary działy się w restauracji Oliva, głównym magiem został Laszlo Meszaros, a manę donosili oraz wyjaśniali wszelkie wątpliwości niezastąpieni Jan Czyż oraz Marcin Witek.

fot. Wine Mike

Jedyna wytrawna pozycja tego wieczoru - Furmint Dry Tokaj 2014; klasyczne wydanie, limonkowo-waniliowe, proste, smaczne i prowadzące myśli ku słodkiej bezczynności, kiedy wszystkie telefony padły, kalendarz nie zawiera rzeczy do zrobienia, a cisza zdaje się być namacalna.

fot. WineMike

Koniec żartów za sprawą melodii Late Harvest Furmint Tokaj 2012; bursztynowe, konfitura morelowa, świeża kwasowość, świetna propozycja dla zaczynających swoją przygodę ze słodkimi Tokajami, orzeźwiające, nieco gorzkawy finisz, zaskakująca mineralność.

fot. WineMike

Oleiste nuty miodu spadziowego w 1413 Tokaji Edes Szamorodni 2012, mineralno-kamienne, średnio długie, dyskretnie intensywne, pluszowe i przyjazne. Nie ma co owijać w bawełnę - szczere i proste jak podanie dłoni, ale niezwykle urokliwe.

fot. WineMike

Półmetek został zaznaczony wyraźnie za sprawą Tokaji Aszu 5 Puttonyos 2007; soczyste i bardzo dobrze zrównoważonego, uwodzącego mariażem gruszkowo-morelowo, podbitego akcentami spadów jabłkowych, ekspresyjnego, hedonistycznego pełną gębą niczym "Blue in Green" Milesa Davisa.

fot. WineMike

Otumaniające i intensywne Aszu 6 Puttonyos Tokaj 1999; słodycz roztopiona w kwasie, kawowo-liściaste akcenty, niesamowicie czyste i radosne, trwające niczym kultowa w pewnych kręgach Dynastia, jednak pozostawia zupełnie inne - bo pozytywne - odczucia estetyczne.

fot. WineMike

Zasłodzeni po uszy nie spodziewaliśmy się tego, co nastąpi - Tokaji Aszu Eszencia 1993; wiśniowo-ceglane refleksy, poziomki, smażone truskawki, spora pikantność, tostowe, zdecydowane akcenty zimnej czarnej herbaty (lekko posłodzonej). Niemęczące i o niespotykanej wyrazistości, nietypowe i wyróżniające się.

Niektórych win szkoda wypluwać, jednak zawsze jest ta świadomość, że z każdym łykiem spada nasza "trzeźwa" ocena kolejnego wina. Degustacja wybitnych Tokajów - a takie z pewnością znajdziecie u Disznoko - stanowi nie lada wyczyn. Wibrująca kwasowość niezauważalnie łączy się z idealnie odmierzoną przez Naturę szlachetną pleśnią, oferując płynne złoto, objawienie w kieliszku albo najlepsze słodkie wino świata. Nazwa jest nieistotna dopóki po degustacji nurkujecie nosami w puste kieliszki próbując uchwycić odrobinę magii.

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

czwartek, 19 listopada 2015

Fantastyczna czwórka Lidla

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Za oknami plucha, wino wywiewa z kieliszka, jesień chyba sobie z nas drwi. Jak nie popaść w marazm i skutecznie odwrócić swoją uwagę od wszechobecnej bylejakości? W jaki sposób sensownie wydać nasze kokosy na obrotach akcjami i obstawianiu liderów w wyścigach świerszczy? Z pomocą przychodzi Lidl, który powraca do znanego poletka upraw z kraju nad Loarą. Czy warto wybrać się tej jesieni do niemieckiego giganta po wina?

Marvel
 
Zaprezentowano i udostępniono do degustacji część nowej oferty z których pojawiły się powtórki z poprzednich edycji, standardowo zabrakło którejś pozycji z katalogu, jednak nie trudno było o faworytów. Spośród wielu win tego wieczora zdecydowanie na plus wyróżniły się cztery wina.

fot. Nasz Świat Win

Domaine Michaut Chablis 1-er Cru 2014 (69,99 zł) było niczym sławne "Tin Pan Alley" niejakiego Stevie'ego Raya Vaughna; powoli rozwijające się, zapraszające i kuszące nutami trawiastymi, sporo akcentów kamiennych, świeżych papierówek, kwasowość tnie niczym komary latem nad jeziorem, jednak całości skutecznie dopełniają akcenty mineralne. Jedno z lepszych win tej jesieni.
fot. Nasz Świat Win

Nie zawiedli się fani Burgundii - Bourgogne Pinot Noir „Les Chanussots” 2012 (29,99 zł); świeże i soczyste nuty dojrzałych wiśni i czereśni, lekkie i zwiewne niczym początkowe fragmenty "Stairway to heaven" Zeppelinów. Po chwili docierają do nas akcenty nieco przydymione, a lekko rodzynkowy finisz sprawia, że odmówienie kolejnego kieliszka byłoby jak wyłączenie nagrania "Bohemian Rhapsody" grupy Queen w połowie.

Vivino

Châteauneuf-du-Pape Cuvée des Félibres 2011 (89,99 zl) sprawiło, że na chwilę poczułem wiosnę - nieśmiało wychylające się pierwsze pąki po zimowej przerwie, okularnika rozrzucającego gazety na przedmieściach, szuranie stolików ustawianych przed restauracjami. A wszystko to za sprawą trudnej do wyjaśnienia i ubrania w słowa nieznośnej lekkości tego wina, które za moment jest intensywne, by ponownie zamknąć się w sobie. Warto podegustować je z różnych kieliszków. Zupełnie jak z utworami Pink Floydów, które brzmią za każdym razem inaczej, chociaż słuchamy tego samego.

fot. Nasz Świat Win

I wreszcie Château de Carles Fronsac 2008 (49,99 zł); początkowo nęci duszącymi akcentami gotowanych czerwonych owoców, jednak z czasem przechodzi w nuty suszonych ziół, herbaciane, bardzo dobrze zrównoważone i radosne. Z pewnością będzie dobrym zamiennikiem do steka wobec nieco nudnawego momentami Malbeka. Nieco kontrowersyjne, zupełnie jak zachód słońca - chociaż patrzymy w tym samym kierunku, każdy widzi co innego, bo odziewa krajobraz w swoje emocje.

Zanim ogarnie nas szał zakupów, nerwówki spowodowanej corocznymi korkami, wypatrywaniem kurierów z zamówionymi prezentami, warto odwiedzić Lidla po ową "fantastyczną czwórkę", która pozytywnie wypadła na tle innych win, nie tylko za swoją odmienność, ale też brak małpowania stylu, którego nigdy nie osiągną - są szczere. A to najważniejsze.


Facebook - Wine Trip Into Your Soul

wtorek, 17 listopada 2015

12 rzeczy, których nie lubię w tekstach o winie

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Każdy ma jakąś listę - ulubionych utworów, książek czy też filmów-które-należy-omijać-z-daleka (u mnie to będzie "Głowa do wycierania"; pozbądźcie się wszelkich oczekiwań, logikę zostawcie za drzwiami, usuńcie z zasięgu ręki ostre przedmioty i przygotujcie dużo wina przed seansem). Rok nieubłaganie zbliża się ku końcowi, dawno już wyrzuciliśmy dynie z wydrążonymi oczami, a nerwowy szał w tzw. centrach usługowych jeszcze przed nami. Tymczasem sięgnijcie po ulubioną butelkę, rozsiądźcie się wygodnie i zapoznajcie się z kolejną częścią mojego pokręconego świata w zestawieniu rzeczy, których nie lubię w tekstach o winie.

LaWebDelYuyo

1. Wstawiania niekończących się parad uśmieszków, heheszków, LOL-i hasztagów, używania liczb jako słów (na przykład gr8 zamiast great). Ma to słuszność tylko wtedy, jeśli masz poniżej 10 lat. Używanie tego typu słownych śmieci źle świadczy o autorze. Chyba, że pisze on dla widowni z podanego zakresu wiekowego, wtedy nie mam pytań.

2. Zamęczania czytającego zdjęciami na cały ekran, starając się - bez sensu - zwiększyć czas przewijania strony, a co za tym idzie - czasu przebywania na niej. To tak świetnie potem wygląda w statystykach! Serio?

3. Zasypywania czytającego mnóstwem linków, podkreśleń, boldów, kursyw i tak dalej - aż można oczopląsu dostać. Na pewno nie zachęca to do kontynuowania tekstu, a już bynajmniej do powrotu na stronę.

4. Encyklopedycznego podejścia do sprawy. Wpis na blogu to nie jest praca magisterska ani doktorska, nikt po jej przeczytaniu nie zacznie chłeptać omawianego wina wiadrami (tudzież kartonami). Piszesz dla ludzi, którzy mają inne zajęcia i czasami naprawdę nie mają tryliarda godzin na śledzenie blogów. Ukłon w ich stronę z pewnością zostanie pozytywnie odebrany.

5. Języka sprawiającego, że co zdanie muszę sięgać do słownika wyrazów obcych. Rozumiem, że jesteś oczytany, światły, masz PhD z Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie. Ale z tekstu generalnie mam mieć zabawę, przydatną wiedzę, a nie poczucie, że muszę wracać do szkoły i na dobranoc czytać słownik.

Mediumplus

6. Ograniczania opisu wina do jednego słowa - jak dobre, zajebiste, piłbym. I koniecznie nie dłuższe niż dwie sylaby, przecież nie chcemy, że nam się czytelnicy przegrzali. Może się okazać, że w głowie przykładowego czytelnika siedzi mały Azjata i metodycznie sieka kapustę.

7. Braku zakończenia. Drodzy blogerzy i blogerki - urwany tekst razi niemiłosiernie, a ostatnia notka lub opis wina nie jest podsumowaniem. Nie jest nim także "degustowałem/degustowałam na zaproszenie (nazwa importera)". Chwalebne to i transparentne, ale zawsze pozostawia niedosyt. Jakby zabrakło paru zdań na zakończenie, a to właśnie one zostają najlepiej zapamiętane przez czytających.

8. Wstawiania obrazka jako "artykułu" - bez podpisu, wyjaśnienia, źródła. Zdaję sobie sprawę, że w kwestii obstawania inteligencji niektórych bywalców internetu bukmacherzy nie przyjmują zakładów, ale to jak mówienie odbiorcy "wstawię obrazek bo tekstu nie zrozumiesz". Ależ dziękujemy, jest nam przemiło.

9. Wrażenia przepisywania kontretykiety wina - napracowałeś się, ale po co? Suche fakty nie zachęcą do sięgnięcia po opisywane pozycje. Koniecznie trzeba napisać ile dokładnie wino ma alkoholu, ile było w beczce, jaka była fermentacja oraz jak miał na imię stryj córki psa sąsiada koszatniczki winiarza. Grunt to dokładność.

10. Powtarzalności. Odnoszę wrażenie, że w pewnych kręgach (ale nie takich w zbożu) muszą w opisach win paść te same owoce, te same nuty kwiatowe, identyczne stwierdzenia-klucze, które wyczerpują temat. Użyłeś nazwy owocu, którego nie znają twoi znajomi? A weź się schowaj z takim snobowaniem, ma być prosto i szybko niczym lewy prosty Rocky'ego - śliwka, banan, wiśnia!

Sadistic

11. Błędów interpunkcyjnych i składniowych. Nikt z nas nie jest drugim prof. Miodkiem lub Bralczykiem, ale święci pańscy! Wysuwam daleko idący wniosek, że na pewno każdy te słowa czytający ma zaliczoną podstawówkę i tak dalej, więc zrozumiałe i zgodne z zasadami ortografii pisanie nie jest trudne niczym zapamiętanie liczy Pi do 200 miejsca po przecinku. Leniuszkom wujek Word z pewnością podkreśli wszystkie błędy i zjedzone znaki interpunkcyjne, poprawi nawet duże litery na początku zdań. Łał!

12. Robienia wszelkich zestawień w rodzaju "winiarze, których warto śledzić" albo "blogi, które polecam", czy też "10 win którymi nawalę się w 2016 r". Komentowanie takich tworów jest zbędne, ponieważ są one smutno-śmiesznym komentarzem same w sobie. A już szczytem jest pisanie - naturalnie na początku zestawienia - "Lubię tego-i-takiego, ale po nim jest długo długo nic". Czarna dziura, autor ma zaniki pamięci po długiej degustacji?

Nie sposób pozbyć się świadomości, że każde zestawienie podlega krytyce (dobrze) konstruktywnej (jeszcze lepiej). Żadna lista nie jest tworem zamkniętym, może się zmieniać jak w kalejdoskopie, a nawet powinna. Wszystko płynie i te klimaty. To się pożaliłem, złażę z kozetki.


sobota, 14 listopada 2015

Weingut Braun - fascynująca eksplozja


Niczym grono na krzaku, człowiek do odpowiedniej książki, a malkontent do zmiany zdania tak i teksty dojrzewają – w głowie autora, na kartce papieru, w pliku na pulpicie. Wystarczy jednak zostawić je na pewien czas, aby początkowo niechętnie, niczym leśne stwory ledwo wychylające się z gęstwiny z czasem coraz pewniej i bardziej stanowczo przypominały o sobie, ciągnąc nas za rękawy oraz nogawki i dopominając się uwagi. Nie inaczej było z relacją dotyczącą intrygującej degustacji - w niepozornie położonej winiarni 13 win na stołecznym Grochowie - której tematem przewodnim były wina od Weingut Braun.

Weingut Braun

Swego czasu po zorganizowaniu bodaj największej swojej degustacji w ciemno, której bohaterem był Riesling, miałem przesyt. Na wina z wymienionego szczepu nie mogłem patrzeć, a swoiste koszmarki prześladowały mnie po nocach. Jednak było to dobre pół roku temu, jednak zdążyłem zakochać się w Rieslingu na nowo. Okazja do pierwszej po długim czasie rendez-vous pojawiła się błyskawicznie.

Weingut Braun

Palatynat objawia się na nowo, mało kto definiuje niemieckie winiarstwo poprzez Mozelę, Nahe czy też Ahr. Stopniowo kolejni producenci wychodzą z cienia, a dzięki mądrym decyzjom importerów często mamy jedyną okazję degustować prawdziwe perełki. A zaczęliśmy od Riesling Alltag Trocken 2014;brzoskwiniowy, rześki nos, czyste i radosne, mineralno-stalowe akcenty, wszechobecna mineralność, dobra równowaga, niezwykle pikantne. Płynnie przeszliśmy do Riesling Individuell Trocken 2014; początkowo zdecydowanie wycofane aromaty, nerwowe usta, całość niespokojna, ale kiedy się otworzy niczym pąk kwiatu, zachwyca swoją wyrazistością, nutami suszonych liści zielonej herbaty, słuszną kwasowością i gardeniowym finiszem. Czas pozostawić Rieslingi i skierować się w stronę kolejnych gwiazd wieczoru - Weissburgunder Alltag Trocken 2014, którego niewątpliwą zaletą jest zwiewność i rześkość, grające gdzieś w tle nuty zielonych szparagów przywodzą na myśl wiosenne klimaty, a całość jest lekka i niezobowiązująca. Z kolei Grauburgunder Individuell Trocken 2014 uwiodło aptekarskimi niuansami, maślano-waniliowymi ustami oraz kremową teksturą. Stanowiło jedno z najlepszych win, jakie degustowałem w ciągu ostatnich miesięcy.

Rudi Wiest

Niecierpliwi już wybrani swoje ulubione wino, jednak nie byli świadomi, że zdegustowany kwarter był zaledwie preludium do wyjątkowego duetu. Ale najpierw dygresja - popadacie czasem w schematy? Merlot - śliwka, Riesling - cytrusy, Gewurz - liczi? Potwierdzenie w kontakcie z następnymi winami mogło stanowić nie lada szok. Gewürztraminer Individuell Trocken 2014; szczere i zdecydowanie wyczynowe wino, które w niczym nie przypomina tzw. podręcznikowego wydania. Poszukujący świeżości, rześkości i odświeżenia zostaną nagrodzenia, a wielbiciele nut zielonych połączonych z konfiturowymi niuansami również nie odejdą z kwitkiem. Za chwilę osiągnęliśmy ostatni level wtajemniczenia - Gewürztraminer Individuell Spätlese 2014; miodowo-agrestowa poezja w kieliszku, wibrująca kwasowość i hedonistyczny mariaż niuansów herbaciano-ziołowych.

Efekt "wow" został tego wieczora osiągnięty parę razy, a wszystko za sprawą bezpretensjonalnego podejścia winiarza do ziemi, krzewów, pojedynczych gron. Czuć w tych winach zdecydowaną, jednak delikatną rękę, która sumiennie oddziela niedobitki od małych zielonych zwycięzców, którzy później stają się jednymi z najbardziej intrygujących win Palatynatu.