Koło historii nigdy się nie zatrzymuje; jedne projekty mu ulegają, inne trwają wbrew jemu. Winiarskie przedsięwzięcia upadają, kiedy wybrańcy mają szansę zaistnieć - na chwilę lub na dłużej. Mowa o piemonckiej świeżynce - Cascina Amalia z Monforte d'Alba, wyjątkowym producencie (rodzinie Boffi), który postanowił zainwestować w 2003 roku w leżace odłogiem gospodarstwo wiejskie, by już siedem lat później zabutelkować swój pierwszy rocznik. Na degustację wybornej szóstki flaszek wprost z włoskiej Burgundii zaprosił Olaf Kuziemka (Powinowaci), a wszystko miało miejsce w przyprawiającej o utratę tchu (z wrażenia) Wine & Art, mokotowskiej restauracji dowodzonej przez sommelierkę Ewę Relidzyńską.
fot. Olaf Kuziemka |
Suche kieliszki napełniły się Rossese Bianco 2013, nieznanym szerzej tamtejszym winem, którego odmiana uprawiana jest głównie w Ligurii, a charakteryzuje się nutami cytrusowo-akacjowymi, grzankowymi, rześką mineralnością, pluszowe i potoczyste. Koniec bieli zwiastowało Dolcetto d'Alba 2013; podręcznikowe lekko śliwkowo-czereśniowe akcenty, intensywne usta, gdzieś w tle majaczą nuty orzechów, szczere i bezpretensjonalne. Tuż za nią Barbera d'Alba 2013; przypiąłem temu winu łatkę zakamuflowanego Pinot Noira z uwagi na czereśniowo-wiśniowe niuanse, jednak usta nie pozostawiają wątpliwości - rasowa Barbera z równą kwasowością, jednak po paru minutach pojawiają się aromaty fajkowe.
fot. Olaf Kuziemka |
Wreszcie Langhe Nebbiolo 2013; nagromadzenie leśnych akcentów, nieco owoców i mokrej ściółki, nieinwazyjne i przyjemnie kwasowe, niezła struktura, gładkie. Długo oczekiwany duet - Barolo 2011; dymne akcenty, konfitura żurawinowa, znakomicie się rozwija, choć jest jeszcze śmieszne młode. Barolo Le Coste 2010; jakby obuchem w mur; intensywnie fiołkowe, truflowe nuty, różane, doskonałe już teraz, ale warto zachować na dekadę w piwnicy.
fot. Olaf Kuziemka |
Chętnie wracam do Piemontu, na razie palcem po mapie, chociaż częściej ten winiarski region odnajduję w kieliszkach; winnice przykryte poranną mgłą, winiarzy doglądających krzewów, robotników metodycznie poprawiających wydawałoby się idealną naturę. Kiedy sądzono, że w regionie powiedziano już wszystko rodzina Boffi udowodniła - i robi to nadal - że nie tylko sky is the limit, ale warto iść pod prąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz