piątek, 22 sierpnia 2014

Co z tą Grecją?


Za oknami wciąż ciepło, pracodawcy wcale nie tak dawno zasypywani wnioskami urlopowymi odliczają dni do powrotu części pracowników, a spóźnialscy wypatrują co lepszych ofert last minute, licząc, że dzień przed wyjazdem zarezerwują podróż życia. Któż nas nie znalazł się w identycznej sytuacji?

Uciekamy tam, gdzie ciepło, tam, gdzie cały rok nas nie ma, żeby wśród leżaków i blasku wiecznie świecącego słońca oddać się błogiemu lenistwu. Wybór pewnie w wielu przypadkach padnie na naszych południowych bliższych lub dalszych sąsiadów. Co do mnie – dwa lata temu zakochałem się w Grecji, a konkretnie w jońskiej wysepce Zakintos – jej sennych plażach, tętniących życiem miasteczkach, ciągnących się w nieskończoność trasach biegowych i rowerowych, na których można wypluć płuca, czy wreszcie winnicach, mnogości odmian winorośli i ludziach, którzy je tworzą.




Każdy wyjazd oznacza powrót, a ten z kolei prowadzi do odwiecznego pytania „co przywieźć do kraju?”. Znamy odpowiedź – wina! Ale jakie, kiedy wybór jest tak duży? Nieznaną butelkę o obco brzmiącym szczepie czy też międzynarodowego „pewniaka”?

Częstym problemem w greckich sklepach, winiarniach, tawernach a nawet hotelach jest temperatura przechowywania win. Sugerowane optymalne warunki i stopień wilgotności niektórzy traktują jako zbędny akapit przy magazynowaniu butelek. Jeśli chcecie być spokojni o zawartość flaszki, która właśnie kelner otwiera przy waszym stoliku, odpowiedzcie sobie na trzy pytania; czy wino zostało przetransportowane do miejsca przeznaczenia od połowy listopada do połowy marca?; czy spędziło noc ciasno upchane z innymi butelkami w słoneczny dzień w wozie bez klimatyzacji?; i wreszcie – czy przyniesiona właśnie butelka białego wina lub czerwonego jest niepokojąco ciepła? Rzadko kiedy na wszystkie pytania można odpowiedzieć twierdząco, jednak ryzyko nadal pozostaje.

Tutaj także spotkamy sprzedawców, zarówno takich, którzy mają wiedzę i tych, którym wydaje się, że ją posiadają. Pamiętajmy, że nikt nie jest alfą-i-omegą w żadnej dziedzinie. O ile pierwsza grupa sprzedawców jest nieszkodliwa, o tyle druga nie będzie szczędzić nam autorytatywnych porad, które prawie zawsze będą błędne lub rozminą się z naszym gustem.

Podobnie sprawa wygląda z tzw. krytykami winiarskimi, którzy brylują w greckiej prasie. Wielu z nich jest godnych polecenia, jednak z reguły giną oni w masie winnego bełkotu. Czytałem kiedyś artykuł o pewnym greckim krytyku, który cieszył się niczym dziecko z nowego prezentu w sytuacji, kiedy po raz pierwszy udało mu się poznać po zawartości kieliszka, czy wino było zamknięte korkiem naturalnym czy też zakrętką. Podobno na kilka lat wcześniej już był okrzyknięty wielkim znawcą win.



Szkło, szkło, szkło. Do Grecji zabieram własne kieliszki, bo doświadczyłem i wiem z wcześniejszych relacji, że rzadko kiedy natrafimy na coś innego niż niskie i szerokie kieliszki, kufle oraz małe szklaneczki. Nie ma co liczyć, że w greckiej winnicy pośrodku niczego ktokolwiek dysponuje kieliszkami Riedel. Doskonale wiemy, że rodzaj szkła i jego kształt mają jednak znaczenie, więc czemu nie testować swojego kieliszka przy każdym winie, nawet na wakacjach?

Niestety greckich win, które coraz bardziej stają się rozpoznawalne na całym świecie – uwalniając się od klątwy Retsiny - nie sposób w prosty sposób porównać do win z Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Francji a nawet Argentyny. Chociaż to się zmienia, jednak wielu traktuje greckie wina z przymrużeniem oka. Wynika to z faktu, iż łatwiej w południowej części Grecji zrobić smaczne białe wino zamiast czerwonego. Sporą większość białych greckich win należy wypić w ciągu roku od zabutelkowania, chociaż niektóre już wcześniej trafiają do kieliszków.

Jednak myli się ten, kto sądzi, iż nie warto poświęcać uwagi greckim winom. Istnieje kilka szczepów, które przy talencie winemakera i odpowiednim przechowywaniu dadzą świetne wina. Wykazująca pewne podobieństwa do Semillion odmiana Lagorthi, rzadka, niemal wymarła, zdecydowanie poprawia się w miarę leżakowania. Tuż za nią znane nam Assyrtiko, które świetnie udają się na Santorini, a najlepsze wydania przywodzą na myśl wytrawne alzackie Rieslingi. I wreszcie uprawiana na Krecie – Vilana, odmiana, której pomogło dojrzewanie w starych beczkach, a wydawało się, iż zostanie zupełnie usunięta przez niecierpliwych winiarzy.

Grecję warto odkrywać nie tylko na kartach przewodników i ofert biur turystycznych, ale również doświadczyć jej - a jakże - w kieliszku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz