Nowe, niepoznane, zejście z utartego szlaku, odkrycie-dobrze-znanego... Dawno niczego nie publikowałem. Z uwagi na natłok prowadzonych przeze mnie degustacji w ciemno miałem wielkie wątpliwości odnośnie wypuszczania tekstu na siłę, z przymusu, braku laku czy zwyczajnej zapchajdziury. I wtedy w notatkach odgrzebałem zarys projektu, który porzuciłem pewien czas temu z zupełnie nieznanych mi powodów. Chodziło mianowicie o łączenie wina z... muzyką.
Nie miałem zamiaru polewać płyt CD, vinylowych czy też poczciwych kaset magnetofonowych naszym ulubionym napojem. Postanowiłem podejść do tematu niecodziennie, bo jaki sens byłby serwować Wam tytuł piosenki w połączeniu z etykietą wina? Albo Wagnera na full w zestawieniu z nagraniem drgań cieczy w kieliszku (która w zamyśle byłaby winem)? Szkoda czasu. Jednak w pierwszym tekście z cyklu powrócę do dwóch wydarzeń, które chociaż odległe o kilkanaście lat to zdają się niemal bliźniaczo podobne w kontekście ponadczasowości.
W czasach sprzed YouTuba, Insta, Twittera i obaw przed nowym millenium w konsekwencji wygrania jakiegoś pokrętnego osiedlowego zakładu dostałem od znajomego niewielki kartonik z kasetami. Pośród uroczego badziewia, którego twórcom obca była melodia, a słowa wyłącznie dwusylabowe, natrafiłem na kasetę z odręcznie wypisaną karteczką - Camel. Poza znaną marką papierosów (tak słyszałem!), nie miałem żadnych innych skojarzeń co też może ona zawierać. Wszystko zmieniło się, zatrzymało i popłynęło w czasie po umieszczeniu jej w walkmanie i wduszeniu "play"...
Camel - 1973 (Pinterest) |
Mowa naturalnie o fenomenalnym zespole rocka progresywnego Camel i ich debiutanckim - najbardziej niedocenianym - albumie o tym samym tytule z 1973 r. Wielu przyznaje, że obok grupy King Crimson stanowi podwaliny przywołanego nurtu rocka. Kasetę otworzył porywający "Slow yourself down" i już wtedy wiedziałem, że muszę pozwolić płynąć poezji. Oszczędny i subtelnie podbity gitarą wokal Andrew Latimera, wspieranego przez Petera Bardensa (klawisze) i Dougha Fergusona (bas) dopełniała perkusja Andy'ego Warda. Oniryczna ballada "Mystic queen", fenomenalny instrumental "Six ate", energetyczne i wyrywające z fotela "Separation" oraz "Never let go", by wreszcie zwolnić przy "Curiosity", ale wyłącznie po to, żeby zabrać oddechu przy - jakby odklejonym od reszty utworów - pędzącym na złamanie karku "Arubaluba". Skoncentrowane, niesamowicie melodyjne riffy, nastrojowe, potężne i znaczące, całość uzupełniały wieloznaczne teksty oraz emocje przez duże E, które górowały nad chwytliwymi, ale szybko zapominanymi nagraniami innych grup. Słowo, które powiedziałem po przesłuchaniu, czy raczej chłonięciu tego albumu z pewnością było nieemisyjne. Zadziwienie, podziw, że coś tak cudownego może znajdować się na niepozornej kasecie, a wcześniej zakiełkować w głowach kilku facetów, którzy patrzyli w jednym kierunku. A kilkanaście lat później..
fot. WineMike |
Przygotowywałem kolejną degustację w ciemno dla grupki sommelierów i blogerów, pasjonatów, którym nie szkoda czasu na rozwój. I wtedy, pośród otwieranych butelek znalazła się TA - F. Schatz Pinot Noir 2009 (importer - WineAndYou). Wprost z bajecznej Malagi, wymykająca się ogólnie-przyjętym-normom dla wspomnianej odmiany. Powracam do swoich notatek z tamtego pamiętnego dnia "RUN.D.M.C winiarskiego świata. Identycznie jak grupa założona w latach 80-ych i tworząca muzykę niepodobną do niczego wcześniej i urzekająca swą wyjątkowością i oryginalnością. Hiszpańskie wino bezkompromisowo wyznacza nowe trendy i nie baczy na krytykę. Ziemisto-pieprzowe akcenty przeplatają się z konfiturowymi niuansami żurawiny, a zwieńcza je intensywna kwasowość." Wtedy sądziłem, że to chwilowy zachwyt, urok czegoś innego, jednak kiedy niedługo potem powróciłem do kieliszka, doznałem zdumienia, gdyż wszystkie emocje, wrażenia podwoiły swoje natężenie, bez pardonu uderzając w zmysły. Kilka dni później biorąc udział w degustacji Valpolicelli Ripasso doskonale wiedziałem, skąd wzięło się skojarzenie z tym soczystym przybyszem z Veneto; chłodna analiza odstawała od Pinot Noir, jednak idealnie wpasowywała się w Ripasso. I po raz kolejny degustacja w ciemno nie kłamała, ale nie powiedziała też prawdy - pozostawiła wszystkich w zawieszeniu, niemym zachwycie.
Ps. walkman nadal działa.
Link do degustacji
Facebook - Wine Trip Into Your Soul
Znam i bardzo lubię instrumentalny utwór "Stationary Traveller".
OdpowiedzUsuń