wtorek, 17 listopada 2015

12 rzeczy, których nie lubię w tekstach o winie

Facebook - Wine Trip Into Your Soul

Każdy ma jakąś listę - ulubionych utworów, książek czy też filmów-które-należy-omijać-z-daleka (u mnie to będzie "Głowa do wycierania"; pozbądźcie się wszelkich oczekiwań, logikę zostawcie za drzwiami, usuńcie z zasięgu ręki ostre przedmioty i przygotujcie dużo wina przed seansem). Rok nieubłaganie zbliża się ku końcowi, dawno już wyrzuciliśmy dynie z wydrążonymi oczami, a nerwowy szał w tzw. centrach usługowych jeszcze przed nami. Tymczasem sięgnijcie po ulubioną butelkę, rozsiądźcie się wygodnie i zapoznajcie się z kolejną częścią mojego pokręconego świata w zestawieniu rzeczy, których nie lubię w tekstach o winie.

LaWebDelYuyo

1. Wstawiania niekończących się parad uśmieszków, heheszków, LOL-i hasztagów, używania liczb jako słów (na przykład gr8 zamiast great). Ma to słuszność tylko wtedy, jeśli masz poniżej 10 lat. Używanie tego typu słownych śmieci źle świadczy o autorze. Chyba, że pisze on dla widowni z podanego zakresu wiekowego, wtedy nie mam pytań.

2. Zamęczania czytającego zdjęciami na cały ekran, starając się - bez sensu - zwiększyć czas przewijania strony, a co za tym idzie - czasu przebywania na niej. To tak świetnie potem wygląda w statystykach! Serio?

3. Zasypywania czytającego mnóstwem linków, podkreśleń, boldów, kursyw i tak dalej - aż można oczopląsu dostać. Na pewno nie zachęca to do kontynuowania tekstu, a już bynajmniej do powrotu na stronę.

4. Encyklopedycznego podejścia do sprawy. Wpis na blogu to nie jest praca magisterska ani doktorska, nikt po jej przeczytaniu nie zacznie chłeptać omawianego wina wiadrami (tudzież kartonami). Piszesz dla ludzi, którzy mają inne zajęcia i czasami naprawdę nie mają tryliarda godzin na śledzenie blogów. Ukłon w ich stronę z pewnością zostanie pozytywnie odebrany.

5. Języka sprawiającego, że co zdanie muszę sięgać do słownika wyrazów obcych. Rozumiem, że jesteś oczytany, światły, masz PhD z Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie. Ale z tekstu generalnie mam mieć zabawę, przydatną wiedzę, a nie poczucie, że muszę wracać do szkoły i na dobranoc czytać słownik.

Mediumplus

6. Ograniczania opisu wina do jednego słowa - jak dobre, zajebiste, piłbym. I koniecznie nie dłuższe niż dwie sylaby, przecież nie chcemy, że nam się czytelnicy przegrzali. Może się okazać, że w głowie przykładowego czytelnika siedzi mały Azjata i metodycznie sieka kapustę.

7. Braku zakończenia. Drodzy blogerzy i blogerki - urwany tekst razi niemiłosiernie, a ostatnia notka lub opis wina nie jest podsumowaniem. Nie jest nim także "degustowałem/degustowałam na zaproszenie (nazwa importera)". Chwalebne to i transparentne, ale zawsze pozostawia niedosyt. Jakby zabrakło paru zdań na zakończenie, a to właśnie one zostają najlepiej zapamiętane przez czytających.

8. Wstawiania obrazka jako "artykułu" - bez podpisu, wyjaśnienia, źródła. Zdaję sobie sprawę, że w kwestii obstawania inteligencji niektórych bywalców internetu bukmacherzy nie przyjmują zakładów, ale to jak mówienie odbiorcy "wstawię obrazek bo tekstu nie zrozumiesz". Ależ dziękujemy, jest nam przemiło.

9. Wrażenia przepisywania kontretykiety wina - napracowałeś się, ale po co? Suche fakty nie zachęcą do sięgnięcia po opisywane pozycje. Koniecznie trzeba napisać ile dokładnie wino ma alkoholu, ile było w beczce, jaka była fermentacja oraz jak miał na imię stryj córki psa sąsiada koszatniczki winiarza. Grunt to dokładność.

10. Powtarzalności. Odnoszę wrażenie, że w pewnych kręgach (ale nie takich w zbożu) muszą w opisach win paść te same owoce, te same nuty kwiatowe, identyczne stwierdzenia-klucze, które wyczerpują temat. Użyłeś nazwy owocu, którego nie znają twoi znajomi? A weź się schowaj z takim snobowaniem, ma być prosto i szybko niczym lewy prosty Rocky'ego - śliwka, banan, wiśnia!

Sadistic

11. Błędów interpunkcyjnych i składniowych. Nikt z nas nie jest drugim prof. Miodkiem lub Bralczykiem, ale święci pańscy! Wysuwam daleko idący wniosek, że na pewno każdy te słowa czytający ma zaliczoną podstawówkę i tak dalej, więc zrozumiałe i zgodne z zasadami ortografii pisanie nie jest trudne niczym zapamiętanie liczy Pi do 200 miejsca po przecinku. Leniuszkom wujek Word z pewnością podkreśli wszystkie błędy i zjedzone znaki interpunkcyjne, poprawi nawet duże litery na początku zdań. Łał!

12. Robienia wszelkich zestawień w rodzaju "winiarze, których warto śledzić" albo "blogi, które polecam", czy też "10 win którymi nawalę się w 2016 r". Komentowanie takich tworów jest zbędne, ponieważ są one smutno-śmiesznym komentarzem same w sobie. A już szczytem jest pisanie - naturalnie na początku zestawienia - "Lubię tego-i-takiego, ale po nim jest długo długo nic". Czarna dziura, autor ma zaniki pamięci po długiej degustacji?

Nie sposób pozbyć się świadomości, że każde zestawienie podlega krytyce (dobrze) konstruktywnej (jeszcze lepiej). Żadna lista nie jest tworem zamkniętym, może się zmieniać jak w kalejdoskopie, a nawet powinna. Wszystko płynie i te klimaty. To się pożaliłem, złażę z kozetki.


8 komentarzy:

  1. Punkty 3 i 4 są do przedyskutowania, wydaje mi się, że oceniając odbiorców naszych tekstów, należy ich edukować, a to można - również - osiągnąć odsyłając do "źródeł" w krynicach mądrości. Boldy, kursywy i podkreślenia pochodzą z chęci jak najlepszego pokazania się Panu Googlowi (wymogi SEO). Może spłodzę jakiś tekst łącząc to z krytycznymi uwagami blurrpa o "dotrzechdych", zabieram się do tego od kilku dni, chciałbym to jednak dobrze przemyśleć. Pozdrawiam - Koala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Ale zawsze warto pamiętać, kiedy kończy się wujek Google a zaczyna słowny jarmark. Czekam z niecierpliwością na Twój tekst.

      Usuń
  2. Łącząc to w jakiś głęboko podskórny sposób z "dotrzechdych", stwierdzam autorytatywnie i autorytarnie, że wujek Gugiel jest najważniejszy, a pisanie zawsze będzie słownym jarmarkiem (czy to ze względu na chęć sprzedania si publicznie jak dziewka rozwiązła, czy to ze względu na odpustowe koraliki). Tekst z pewnością będzie, ale kiedy? Tego sam Koala nie wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gugiel może być przy okazji, najważniejszy jest fun, bo bez tego całość nie ma sensu.

      Usuń
  3. Pozwolę sie odnieść bo do kilu punktów mam sporo uwag
    ad 2 - blog ma wyglądać i nie ma znaczenia czy piszesz o autach, ciuchach czy winie. Nikt nie przeczyta najciekawszego nawet teksu jeżeli nie bedzie atrakcyjnie podany. Inaczej Playboy byłby drukowany na papierze toaletowym
    ad 3. Jak o kimś albo czymś piszesz odeślij do źródła, Tego wymaga uczciwość wobec autora i czytelnika, stad linki, zawsze wyraźnie opisane i zaznaczone
    ad 4 i ad ( - tak należy podac podstawowe informacje. Po pierwsze nie zawsze są na kontretykiecie, po drugie czytelnik nie zawsze, a właściwie prawie nigdy ma butelkę przed sobą
    ad 7. Twój tekst też nie ma puenty
    ad 10 wino smakujące wiśnią nie można opisać inaczej, wiśnia to wiśnia
    ad 11 Przynajmniej u mnie błędy są, były i beda. Większości to nie przeszkadza.
    ad 12 Tu sie zupełnie nie zgadzam. Bloger ma być kontrowersyjny, ma dzielić i rządzić, wartościować i oceniać a równocześnie sam ma być otwarty na oceny innych i z pokora je przyjmować. Przypomnę blogowanie to gatunek publicystyczny czyli pokazujący subiektywny pogląd autora na rzeczywistość, w tym na konkurencje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irku, witam u mnie! Zatem po kolei:

      ad 2. De gustibus i tak dalej. Nie brak stron na różne tematy, które - owszem - są atrakcyjnie podane, ale zawartość jest wydmuszką, lukrowaną zawartością kociej kuwetki. Zobacz u Koali - minimalizm, ascetyzm, a świetna treść bez pierdzipąpek i bajerów.

      ad 3. Naturalnie, ale link w każdym zdaniu nie wygląda zgrabnie, prawda?

      ad 4. Podstawowe info - pełna zgoda, ale czasem mam wrażenie, że zabrakło własnego zdania, a czytam jedynie suchy opis.

      ad 7. Irku drogi, ależ ma ;)

      ad 10. Chodziło o popadanie w schematy.

      ad. 11. Czasami błędy mają swój urok.

      ad 12. Pięknie się tutaj różnimy. Bloger - według mnie - kontrowersyjny być nie musi, zostawmy to pudelkom, ściankom i innym takim. Nie jest alfą i omegą, ale podejście "przepraszam, że piszę" nie jest mile widziane.

      Irku, pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. To dorzucę i trzy grosze od siebie. Dzięki, że taki tekst napisałeś, bo ciągła nauka w blogerskim rzemiośle to ważna rzecz, tak więc wiele punktów z Twojej "wyliczanki" wziąłem do siebie i głęboko przemyślałem. Tak czy inaczej, nie zgadzam się w zupełności z punktami:

    ad. 2. Wygląd bloga jest rzeczą gustu i jeśli ktoś lubi dorzucać od siebie (poza merytornycznym przekazem słownym) treść również w formie obrazu - wg mnie droga wolna. Oczywiście pomijam przypadki, gdzie duże i ładne zdjęcia mają na celu zastąpienie mądrego i ciekawego przekazu, który niesie wpis.

    ad. 3. W tym wypadku raczej sugeruję się zasadą "znaj umiar". Czasami link jest konieczny, ale ich nadmiar rzeczywiście przeszkadza w odbiorze tekstu.

    ad. 5. Zależy do kogo piszemy. Jeśli chcemy, aby czytali nas ludzie z branży (obojętnie jakiej), to dlaczego nie posługiwać się językiem danej branży? Jeśli piszemy do "ludu", to co innego...

    Pozdrawiam
    Mikołaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mikołaju, Ciebie również witam u mnie! Trafiłeś w sedno, cieszę się, że moja grafomania nie idzie na marne i nie jest pustym słowotokiem.

      Usuń