Byliście kiedyś oko w oko z Janis
Joplin? Autor tych słów miał taką okazję, siedział tuż na wprost niej, kiedy zapewne
krzyczała z rozwianymi włosami do mikrofonu „Piece of my heart”. Wszystko było
wtedy prostsze, kolory zdawały się być jasno określone, a człowiek za bardzo
nie przejmował się jutrem. Jednak czasy hippisów brutalnie minęły bezpowrotnie.
Zamiast zamienić parę słów z Janis, długo gapiłem się na jej zdjęcie w
warszawskim Hard Rock Cafe, podczas kalifornijskiego panelu zorganizowanego
przez Magazyn Wino (Tomasz Prange-Barczyński) i California Wines Polska (Agnieszka Wojtowicz), łączącego wina z tego słonecznego stanu z tamtejszymi
daniami.
W wieczór poprzedzający tę degustację jakaś myśl przywiała ze wspomnień pewną butelkę Zinfandela. Jak gdybym podświadomie sprowadził tę flaszkę w to deszczowe popołudnie i wciągnął ją na listę serwowanych win; ale o tym na końcu. Jednak nie zaczęliśmy tego dnia od win właściwych, a od miękkiego Ironstone Leaping Horse Merlot 2013, którego zgodnie określiliśmy słowem robiącym obecnie furorę - kalibracyjne. Kiedy wina, potrawy i degustujący zajęli swoje pozycje - zaczęliśmy.
Skrzydełka kurczaka wędzonej według receptury HRC w pikantnym sosie, podawane z dressingami Blue Cheese, Honey-Mustard, chrupiącą marchewką i selerem naciowym.
Duckhorn Sauvignon Blanc 2010 (Wine Express); niezła równowaga, szepczące, równa kwasowość.
Chamisal Stainless Chardonnay 2012 (Mielżyński); poprawne Chardonnay z Cali, ale niewiele więcej.
Jako przyzwyczajony do pikantnych potraw nie odebrałem skrzydełek jako ostre, raczej half-spice. Duckhorn SB nie dogadał się z kurczakiem, zarówno solo (wybijał alkohol), jak i w połączeniu z mikroskopijną ilością dressingu Blue Cheese (dominacja goryczy). Chemisal Chardonnay z kolei sprawnie utemperowało pikanterię dania. Generalnie dressingi pełniły wyłącznie rolę dekoracyjną, gdyż w ogóle nie pasowały do żadnego z win, zarówno solo, jak i w połączeniu z kurczakiem.
Grillowany filet z łososia z dodatkiem słodko-pikantnego Barbecue i masła Maintre d’Butter podawanych z gotowanymi warzywami i puree ziołowym.
Skrzydełka kurczaka wędzonej według receptury HRC w pikantnym sosie, podawane z dressingami Blue Cheese, Honey-Mustard, chrupiącą marchewką i selerem naciowym.
Duckhorn Sauvignon Blanc 2010 (Wine Express); niezła równowaga, szepczące, równa kwasowość.
Chamisal Stainless Chardonnay 2012 (Mielżyński); poprawne Chardonnay z Cali, ale niewiele więcej.
Jako przyzwyczajony do pikantnych potraw nie odebrałem skrzydełek jako ostre, raczej half-spice. Duckhorn SB nie dogadał się z kurczakiem, zarówno solo (wybijał alkohol), jak i w połączeniu z mikroskopijną ilością dressingu Blue Cheese (dominacja goryczy). Chemisal Chardonnay z kolei sprawnie utemperowało pikanterię dania. Generalnie dressingi pełniły wyłącznie rolę dekoracyjną, gdyż w ogóle nie pasowały do żadnego z win, zarówno solo, jak i w połączeniu z kurczakiem.
Grillowany filet z łososia z dodatkiem słodko-pikantnego Barbecue i masła Maintre d’Butter podawanych z gotowanymi warzywami i puree ziołowym.
Wente Morning Fog Chardonnay 2012 (Fine Food Group); miodowo-maślane, nieco mineralne, przełamujące stereotyp mdłego-brzoskwiniowego-Chardonnay-z-Kaliforni.
Porównując wina zaproponowane do poprzedniego dania z Mondavim i Wente to trochę jak zestawiać ze sobą trabanta i lambo. Chardonnay nie udźwignęło łososia, szokując natrętnym alkoholem, ale z puree ziołowym stworzyło świetny duet. SB od Mondaviego, kiedy posmarowaliśmy łososia masłem ziołowym – niebo w gębie; rzadko kiedy wino i danie uzupełniają się w ten sposób.
WineMike |
Wieprzowe żeberka z sosem Hickory Barbecue z ziemniakami zapiekanymi z serem I pieczonym bekonem, fasolą kowbojską (nie strzelała) i cytrusowym Colesławem.
Original Darkhorse Chardonnay 2012 (Gallo); wino tarasowe, gastronomiczne użyteczne, nadzwyczaj plastyczne, co sprawia, że warto z nim eksperymentować w kuchni..
Delicato Noble Vines 181 Merlot 2012 (Vininova); soczysty owoc, zgrabna kwasowość, jednak odniosłem wrażenie, iż ta flaszka zasługuje na bardziej skomplikowane danie.
WineMike |
Dowód na to, że proste wino i proste danie niekonieczne muszą tworzyć zgrany zespół. Mowa o Darkhorse i żeberkach; Chardonnay stawało się jeszcze bardziej bezosobowe niż było degustowane solo. Merlot uratował sprawę; swoją miękkością i soczystym owocem sprawił, że warto było otworzyć zupełnie nie podstawowe wino do sztandarowej pozycji z każdego barbecue.
Fiesta burger – grillowana wołowina, opiekana bułka z dodatkiem salsy Jalapeno, sera Jack, dumowego guacamole, Pico de Gallo, sałaty oraz pomidora z frytkami z patanów.
Black Stallion Cabernet Sauvignon Napa Valley 2011 (Centrum Wina); swego rodzaju podręcznikowy Cab, sporo owocu z niezłą kwasowością.
WineMike |
Hess Collection Mount Veeder 19 Block Cuvee Nala Valley 2009 (Sommelier); mimo wieku nadal świeże, bardzo dobry kupaż, żyletkowa kwasowość.
Ironstone Old Vine Zinfandel Reserve 202 Lodi 2012 (Wine Avenue); atłasowy nos, szypułkowa kwasowość, mądrze użyta beczka.
WineMike |
Nieco suchy burger stanął na straconej pozycji, jednak Ironstone uratował dzień (naprawdę!). Black Stallion zajął drugą pozycję, ale wyłącznie dlatego, że oczywistym wyborem był Zinfandel. Mount Veeder wydał się ponadprogramowym winem do tak prostego dania (mięso z winem tworzyło wyłącznie mdłe wrażenie wysokoprocentowego alkoholu w ustach).
Brownie z lodami waniliowymi, siekanymi orzechami, sosem czekoladowym Hot Fudge i wisienką.
Gnarly Head Old Vine Zinfandel Lodi 2012 (Centrum Wina); właśnie – to wino opisywałem na początku tekstu. Hedonizm w czystej postaci.
Beringer Founders Zinfandel 2011 (Alma); pinotowy nos, stonowane usta, wyciszone.
WineMike |
Gnarly Head brutalnie skosił Beringera z podium, ale tylko w połączeniu bez lodów, które totalnie nie pasowały do dania i win. Head ze swoimi słodkawymi nutami sprawił, że obok jego połączenia z brownie nikt o zdrowych kubkach smakowych nie przejdzie obojętnie.
Warsztaty łączące wino z jedzeniem są potrzebne. Ale równie ważny jest przekaz i takie poprowadzenie obecnych, żeby świadomie dokonywali wyborów i logiczne argumentowali wybrane wino do konkretnego dania. Przypomina to skok z „to wino mi smakuje/nie smakuje” do „smakuje, gdyż..)”. Nie lubimy sugerowania, co powinno nam smakować, a co nie, prawda? Organizatorzy podzielają moje zdanie, gdyż dalecy byli od tego typu rozumowania. I dobrze. Grunt to poszukiwanie, łączenie i eksperymentowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz